In celebration of Charlotte Tilbury's latest expansion to its best-selling Pillow Talk collection, Twiggy, 72, will star in a new ad campaign for the brand, debuting today, March 31.
4H6AD. Jestem przekonana, że większość z Was zna słynną już farbkę do brwi aqua brow od Make up for ever. Absolutnie mnie to nie dziwi, ponieważ ten produkt można już nazwać kultowym. Firma Makeup Revolution jakiś czas temu wypuściła na rynek swoją alternatywę. Farbka do brwi Makeup Revolution od jakiegoś czasu robi furorę w blogosferze i nie tylko. Do wyboru mamy cztery odcienie, od jasnego po bardzo ciemny. Dziś powiem Wam, czy warto je kupić, pokażę jak wyglądają na brwiach i opowiem o ich użytkowaniu. Jeżeli jesteście zainteresowani, zapraszam Was na dzisiejszy post! Zobacz: Jak malować brwi pomadą? Zobacz: 4 najlepsze pędzle do makijażu brwi Temat brwi od jakiegoś czasu jest maglowany wszędzie, gdzie nie spojrzę. Właściwie to dobrze, ponieważ zwiększa się świadomość kobiet, które nigdy nie przykładały większej wagi do brwi (tak jak ja jeszcze parę lat temu). Firmy prześcigają się produktach, które mają nam ułatwić tą część makijażu, która, choć może wydawać się niekonieczna, jest bardzo istotna. Mamy naprawdę ogromny wybór w kolorach, rodzajach produktów, wykończeniach… No po prostu istny raj dla brwi! Jednakże, żeby nasze brwi wyglądały naprawdę dobrze musimy odpowiednio taki produkt dobrać do swojego koloru włosów, odcienia cery, typu urody… Ale kilku prostych zasadach, jak dobrze malować brwi i jak je do siebie dobierać opowiem Wam w innym poście. Farbka do brwi Makeup Revolution Ultra aqua brow tint, czyli farbka do brwi Makeup Revolution jest zamknięta w klasycznej tubce o pojemności 10ml. Opakowanie standardowe jak na tego typu produkty, nie ma problemu z wydobywaniem farbki z tubki. W kwestiach technicznych, wszystko jest w jak najlepszym porządku, podobnie zresztą jak z konsystencją farbki. Nie jest za rzadka, co jest ogromnym plusem, ponieważ nie zrobimy sobie nią krzywy. Nie jest również za gęsta, dzięki czemu produkt łatwo się nabiera, miesza, bezproblemowo rozciera i bez trudności nakłada na brwi. Konsystencję mogę porównać do gęstego żelu, który ładnie sunie po skórze, ale nie rozlewa się i nie stoi całkowicie w miejscu. Wszystkie dostępne odcienie możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej. Kolory farbek do brwi Makeup Revolution Mamy 4 kolory farbek do brwi Makeup Revolution do wyboru: od najciemniejszego Dark, Medium, Light i po najjaśniejszy Fair. Niestety nie ma tutaj takiego typowego, standardowego chłodnego brązu, ale jest na to sposób! Wystarczy pomieszać ze są dwa lub trzy kolory farbek, aby stworzyć swój idealny odcień. Wśród farbek do brwi od Makeup Revolution znajdziemy kolor Dark, czyli bardzo, bardzo ciemny brąz, który prawie wpada w czerń, ale na brwiach zdecydowanie mamy do czynienia z ciemnym brązem. Medium moim zdaniem jest idealnym odcieniem dla rudych panien, na skórze delikatnie się ociepla, przez co rudowłose będą na pewno zadowolone. Zresztą podobnie jak z odcienia Light, który jest skierowany raczej do ciepłych blondynek, lub jasnych rudości. Farbka w odcieniu Fair po nałożeniu na skórę kolor traci trochę swoje chłodne tony. Jednak ten jeden odcień zachowuje się inaczej w zależności od koloru włosków i odcienia skóry. Nakładałam go na typowo chłodną blondynkę i fajnie stopił się z jej odcieniem włosków na brwiach. Ponadto, wbrew temu jak wygląda na skórze, Fair świetnie nadaje się do ochładzania i rozjaśniania odcieni innych farbek. Aplikacja i trwałość Ogromnym plusem tych produktów jest to, że po pewnym czasie od aplikacji, zastygają, przez co trzymają włoski w ryzach i są odporne na rozcieranie. Byłam pozytywnie zaskoczona, kiedy zobaczyłam, że włoski robią się sztywne i fajnie ułożone zaraz po aplikacji, tego usztywnienia brakowało mi przy aqua brow. Możemy intensyfikować kolor, ale również go zniwelować, nie ma problemu z rozcieraniem. Kolor na brwiach trzyma się wiele godzin bez konieczności poprawek. Przy odpowiednich narzędziach możemy domalować sobie pojedyncze włoski. Jeżeli chodzi o trwałość, to jest OK, choć nie jest to produkt wodoodporny. Spokojnie wytrzymuje na brwiach cały dzień bez konieczności poprawek. Czy to gody zamiennik Aqua Brow? Wszystkie właściwości tych farbek skłaniają mnie ku konkluzji, że produkty są naprawdę dobre i godne polecenia, przez co świetnie nadają się do codziennego stosowania jako zamiennik słynnej farbki z MUFE. Jedyne, do czego mogę się przyczepić to, że niektóre kolory niepotrzebnie się ocieplają w kontakcie ze skórą i że mamy tylko 4 kolory do wyboru. Jestem jednak przekonana, że firma Makeup Revolution wyjdzie nam na przeciw i wypuści inne odcienia, bo jest to świetny produkt za przystępną cenę. 14,90 za farbkę do brwi Makeup Revolution w porównaniu do 119zł za aqua brow, to naprawdę niewiele. Spokojnie możemy sobie kupić dwie farbki, aby stworzyć swój idealny kolor. Nie dość, że zmixowanie dwóch odcieni, da nam ten perfekcyjny, to będziemy mieć 2x więcej produktu, przy mniejszych kosztach. Nie trudno się domyślić, że jestem na tak i te farbki do brwi Makeup Revolution weszły w skład mojego codziennego makijażu. Muszę przyznać, że lubię bawić się w ich mieszanie, ponieważ dzięki temu mogę dobrać idealny w 100% odcień dla mnie. Interesuje Was farbka do brwi Makeup Revolution?
CHARLOTTE TILBURY THE GIFT OF PILLOW TALKLIPSTICK & LIP LINER SETPomadka do ust + KonturówkaPillow Talk to kultowy już kolor wśród pomadek Charlotte Tilbury. Jej wyjątkowy odcień różu, podkreśla naturalny kolor ust, przez co pasuje każdej lubiana, najlepiej sprzedająca się szminka wprowadzona, aby dać wszystkim kobietom to, co Charlotte Tilbury nazywa „najpiękniejszymi ustami twojego życia”. Nawilżająca, matowa formuła wygładza i modeluje usta Twoich marzeń, aby przyciągać, kusić i doskonalić. Jest stworzony dla każdej kobiety w każdym wieku i każdego odcienia skóry. Wzbogacone o odżywcze wyciągi z orchidei i szminki oraz pigmenty odbijające światło, usta wydają się bardziej miękkie, gładsze i bardziej młodzieńcze. Zakończony kwadratową końcówką, pomaga narysować idealny kształt z drzewa orchidei zmiękcza, chroni i nawilża usta dla młodszych, zdrowych warg3D świecące pigmenty tworzą iluzję warg od wewnątrz, które wydają się szersze i pełniejszeTriglicerydy zmieszane z mieszanką olejków i wosków utrzymują się na ustach przez długi czasRewolucyjna, kwadratowa, kątowa końcówka pomadki do ust ułatwia precyzyjną aplikacjęW 2017r Pomadka Pillow Talk sprzedawała się co 2 minuty!Pojemność pomadki: 3,5gPojemność konturówki: 0,8gNie zawiera parabenów.
Pillow Talk i spółka zawitały nad Wisłą. Nareszcie! Bo choć marka brytyjskiej makijażystki gwiazd Charlotte Tilbury jest hitem od ładnych paru lat, do dzisiaj nie można było jej oficjalnie i bez pośredników kupić w Polsce. My, przyznajemy, nie czekałyśmy. Kosmetyki Charlotte od lat zamawiamy z UK. Dlatego jesteśmy na polską premierę dobrze przygotowane – możemy Wam od razu powiedzieć, które produkty uważamy za najbardziej udane i warte zakupu. Przygotujcie skarbonki i karty płatnicze. Lista hitów jest długa! Tu jest jakby luksusowo Charlotte Tilbury słynie z pięknych (głównie złotych i burgundowych) opakowań, znanych klientek (głównie aktorek i topmodelek) oraz makijaży w kobiecej kolorystyce różowych i nudziakowych tonów. To, co jest wielkim atutem kosmetyków Tilbury, to formuły: bardzo łatwe w użyciu i upiększające (cienie bez osypu, szminki kremowe i komfortowe, bazy z efektem glow, pudry, które blurują zmarszczki itd.). Kosmetyki są tworzone do makijażu codziennego oraz glam, z myślą o klientkach o przeciętnych umiejętnościach makijażowych. Mają dawać widoczny, ale dość naturalny efekt i być odpowiednie także dla starszych klientek (o których wiele marek, zwłaszcza tych nowszych, kompletnie zapomniało). Charlotte pokazuje, jak to jest robić kosmetyki do makijażu, jak Chanel i Dior, tylko mniej w duchu edytoriali i pokazów mody, a bardziej glam imprez z gwiazdami 😉 C. Tilbury w Polsce. Dostępność i ceny Kosmetyki są już (dosłownie od dziś) do kupienia online na stronie polskiej Sephory (o tu). Od października mają się także pojawić stacjonarnie w wybranych perfumeriach. Ceny poszczególnych produktów są dość wysokie (aczkolwiek nieco niższe, niż wspomniane marki premium, jak Dior, Chanel, Givenchy, Guerlain, Estee Lauder i nieco wyższe niż nowe marki typu Fenty, Rare Beauty, KVD). Czy są warte swoich cen? Zazwyczaj tak! Jeśli tylko podobają Wam się kolory, to istnieje mała szansa, że formuły uznacie za buble. Ale nawet wśród kosmetyków ok, dobrych i świetnych można wybrać te, które są naprawdę warte wypróbowania. I to spróbuję dziś zrobić. Lista hitów Charlotte 1/ Cera Nie mogę nie zacząć od najlepszej bazy rozświetlającej (która sama może być też rozświetlaczem, mikserem do podkładów, a także kremem tonującym). Hollywood Flawless Filter (szklana butelka z aplikatorem, 30 ml/195 zł) znam już pod ponad roku (pisałam o niej w top 10 baz pod makijaż). I jest to nadal jedyna baza z drobinkami, która tak pięknie zachowuje się nawet na mieszanej/tłustej cerze, utrwala makijaż, a cera wygląda po niej bardzo świeżo. Jest ujednolicona, ma ładniejszy odcień i mniej niedoskonałości. Przy czym jest to baza, która niemal nie podkreśla porów. Świetnie sprawdzał mi się także korektor Magic Away (7,8 ml/139 zł). Ma średnie krycie (ale także porządne średnie), pięknie wygląda pod oczami, rozświetla spojrzenie, ale nie podkreśla zmarszczek. Jego największą zaletą był fakt, że nadawał się też do twarzy. I to do poprawek w ciągu dnia, bo nawet nałożony na produkty pudrowe nie ciastkował makijażu. Miałam go bardzo długo, był turbo wydajny (poza tym opakowanie zawiera dużo produktu). Jego gąbkowy aplikator był bardzo poręczny. Kolejne dwa produkty mam w palecie (widzicie ją na zdjęciu powyżej), natomiast jest to taka sama formuła, jak w dostępnych w Polsce pudrach pełnowymiarowych, więc opowiem Wam o nich w tej chwili. Chodzi o puder brązujący Airbrush Bronzer (16 g/235 zł) oraz puder w kamieniu Airbrush Flawless Finish (8 g/199 zł). Ma wrażenie, że formuła obu produktów jest podobna – drobniuteńko zmielone, tak świetnie i szybko rozprowadzają sie na twarzy, jakby blendowały się same. Optycznie wygładzają cerę, a puder do twarzy jest też doskonały pod oczy. A żadna recenzja produktów do makijażu twarzy od Charlotte nie byłaby kompletna bez wspomnienia o najpiękniejszym pudrze rozświetlającym mojego życia. Tak lubianym, że nie mogłam się pogodzić z tym, że się już skończył. Genius Magic Powder (13 g/195 zł) stali czytelnicy bloga znają doskonale, bo wielokrotnie go polecałam ( w top 8 sypkich pudrów), a także znalazłam dla niego bardzo dobry drogeryjny zamiennik (chodzi o Max Factor Miracle Veil). Natomiast mimo całej sympatii do Max Factor… Szarlotka jest jedyna w swoim rodzaju. Zmielona na niemal niewidoczny puch, pięknie podkreśla blask skóry nie będąc w ogóle widoczną… dla cer suchych, dojrzałych oraz na specjalne okazje to jest coś fantastycznego. Puder bez pudru. 2/ Usta Celowo najpierw piszę o kosmetykach do ust, a potem dopiero do oczu. Mam wrażenie, że na to czekacie: czy Pillow Talk jest naprawdę taka fajna, jak wszyscy mówią? Well, nie jest to kolor, który pasuje każdemu (jeśli masz dość ciemny naturalny odcień warg, to będzie za jasna, jak na mój gust jest też trochę zbyt różowa), ale już formuły szminek Charlotte Tilbury są naprawdę świetne. Kwestia tylko dobrania koloru i wykończenia. Ja mam dwóch ulubieńców: matową szminkę Matte Revolution (piękny kolor Very Victoria w odcieniu chłodnoróżowego nude) oraz pomadkę o komfortowym, kremowych wykończeniu Hot Lips w ozdobnym opakowaniu z wymiennym wkładem (odcień JK magic, podobno to idealny beż dla Rowling). Obie wielokrotnie wykorzystywałam w makijażach na Instagramie i nie zdarzyło się, byście nie zwrócili na nie uwagi. Natomiast dla mnie bardziej istotny jest fakt, jak fantastycznie spisują sie na ustach. Matowa jest komfortowa, napigmentowana, bardzo ładnie i równomiernie schodzi z ust w ciągu dnia. Ale tak naprawdę dużo bardziej lubię Hot Lips za niesamowitą kremowość i totalny komfort przy aplikacji (nawet na suche usta), a z drugiej strony bardzo dobrą pigmentację. I właśnie Hot Lips rekomendowałabym Wam najbardziej. Zwłaszcza, że jest tam dużo pięknych odcieni, a opakowania są naprawdę wyjątkowe. A skoro jesteśmy już przy ustach. Jakie Szarlotta robi dobre konturówki! Jedne z najlepszych, jakie miałam ever. Konturówka Lip Cheat (109 zł/1,2 g), a zwłaszcza Iconic Nude, mój idealny odcień nude i magiczny kolor, który pasuje do prawie wszystkich moich pomadek, niezależnie czy są to nudziaki, róże, czy odcienie mauve. Nie wiem, jak ta kredka to robi, ale zawsze wygląda super. Jest też długotrwała i bardzo miękka, zupełnie łatwa w obsłudze. 3/ Oczy To jest kategoria produktów, z którą mam najmniej do czynienia. Tak naprawdę znam tylko te dwie palety, które widzicie na zdjęciach: czwórkę Pi0llow Talk i dużą paletę (także Pillow talk). I o ile z tej dużej jestem bardzo zadowolona (ma dużo matowych cieni w przyjaznych odcieniach średniego i ciemniejszego beżu, różu i brązu), nie będę o niej pisać dużo, bo nie jest dostępna na stronie Sephory. Natomiast co do małej Luxury Palette Pillow Talk (4×1,3 g/229 zł) mam poważny zarzut cenowy. To jest super paletka dla osób, które robią minimalistyczny makijaż na co dzień. Maty mają średni pigment, więc makijaż wychodzi delikatniejszy (ale za to nie trzeba się starać przy blendowaniu i makijaż robi się w 2 minuty), błyski są także delikatne (aczkolwiek jest tam jeden topper o ślicznym wykończeniu). Mimo tych zalet uważam, że paletka jest za droga. Mini paletki Nsatashy Denony są porównywalnej (a dla mnie nawet wyższej) jakości, a kosztują o połowę mniej. Mam i polecam jeszcze Pillow Talk Eyeliner (1,2g/115 zł) – piękną kredkę do oczu w odcieniu bakłażana. Zaskakujące dopełnienie linii Pillow Talk, ne sądzicie? Ale ten odcień wygląda świetnie do ust nude i delikatnego cieniowania na powiekach. Wydobywa głębię i pięknie podbija zieleń tęczówki. Powinien się też sprawdzić niebieskookim. Na koniec moja wish-lista Pomyślałam, że do dopełnienia tego wpisu opowiem Wam jeszcze, jakie kosmetyki Charlotte Tilbury sama bardzo chciałabym kupić. Nie bardzo interesuje mnie pielęgnacja (miałam kilka kosmetyków w wersji travel, nic nie zachwyciło), natomiast o mgiełce do utrwalania makijażu Airbrush Flawless Setting Spray, balsamach do ust z kolorem Hialuronic Happikiss oraz tuszu Pillow Talk Push Up Lashes słyszałam tyle dobrego, że koniecznie muszę spróbować. A skoro juz wspomniałam o rozczarowaniu pielęgnacją, to może dorzucę swoje typy meh z kolorówki? Na pewno słynne duo Filmstar Blonze&Glow – kultowe duo neutralnego bronzera i szampańskiego rozświetlacza. Jest ok, ale ani Tomowi Fordowi, ani Hourglass do pięt nie dorasta! Podobnie jak starsze palety Instant Look (te w ciemnych opakowaniach). Jeśli będą kiedyś dostępne w Sephorach, nie kupujcie. Szkoda kasy! A Ty co chciałabyś jeszcze wypróbować od Charlotte Tilbury? Wpis nie jest sponsorowany, a wszystkie kosmetyki kupiłam sama. Niektóre linki we wpisie są afiliacyjnymi. Oznacza to, że jeśli kupicie coś klikając w nie, niewielka prowizja od sprzedaży może trafić do nas.
Jednym z elementów makijażu, jest rozświetlenie twarzy. Aby uzyskać efekt naturalnego blasku, rozświetlonej skóry producenci prześcigają się w produktach, które mają spełnić tę funkcję. Dzisiaj chcę Wam pokazać dwa, a właściwie jeden. Tańszy zamiennik słynnej Mary Lou Manizer od theBalm. Mowa będzie o rozświetlaczu od Makeup Revolution Golden Lights, który spokojnie może nam zastąpić Mary. Jeżeli jesteście ciekawi jak się sprawuje, jak wygląda i czy faktycznie godnie zastąpi sławny rozświetlacz, zapraszam na post! Rozświetlacz Makeup Revolution Golden Lights jest jednym z kilku rozświetlaczy tej firmy, które możemy dostać na Jest zamknięty w plastikowym opakowaniu, bez lusterka, które mieści w sobie 7,5g produktu, ważnego 12 miesięcy od otwarcia. Golden Lights to rozświetlacz wypiekany, który ma na sobie piękne, wypukłe wytłoczenia, dodające mu szczypty elegancji. Szkoda mi było zacząć go używać, bo naprawdę wygląda ślicznie. Jednakże jak to bywa z wypiekanymi produktami, już widzę, że będzie mega wydajny. Golden Lights jest rozświetlaczem, który możemy stosować na co dzień lub na wieczór. Bez problemu możemy efekt intensyfikować lub zmniejszyć rozświetlenie jakie daje. Jest mocno rozświetlający, ale nie ma w sobie brokatu, dzięki czemu efekt jest naprawdę bardzo naturalny, nawet w mocniejszej wersji. Sprawdziłam go na kilka sposobów. Nałożony na puder, da nam zdecydowanie mocniejszy efekt niż nałożony bezpośrednio na podkład, który później będzie przypudrowany. Podobnie będzie jeżeli na rozświetlacz nałożymy matowy róż, kolory się ze sobą połączą dając piękną mgiełkę naturalnego blasku. Nie osypuje się za bardzo, więc nie ląduje na całej twarzy, należy jednak pamiętać o strzepnięciu pędzla (ale to robimy zawsze, pamiętacie?). Co go łączy z Mary Lou Manizer? Przede wszystkim odcień, ponieważ jest bardzo zbliżony do sławnej Mary. Oba mają złote podtony, które pięknie rozświetlają skórę. Poza odcieniem, żaden z tych rozświetlaczy (tak podkreślę to) nie ma w sobie brokatu, nawet takiego maleńkiego, więc nadają się do używania na co dzień. Poza tym, Golden Lights, za taką cenę (ok. 15zł) ma naprawdę przyzwoitą trwałość. Nie przetrwa bez zmian 12h, ale spokojnie 4-5h wytrzyma, później nieco bladnie i traci intensywność, ale blask wciąż nie znika z twarzy. Poniżej możecie porównać jak oba rozświetlacze wyglądają na skórze. Na górze jest Mary Lou poniżej Golden Lights. Widać między nimi subtelną różnicę, ponieważ rozświetlacz od Makeup Revolution jest nieco cieplejszy, ale nałożony delikatnie pędzlem efekt jest bardzo zbliżony. Lubię ten rozświetlacz, ponieważ można nim uzyskać mega delikatne rozświetlenie, ale i mocny blask na wieczór. Nie jest może, tak bardzo drobno zmielony jak Mary, ale za taką cenę, świetnie daje radę! Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zajmie godne miejsce w moim kufrze. Czy jest to godny zamiennik Mary Lou? Jak najbardziej! Jeżeli nie macie w tym momencie funduszy, aby wydać prawie 70zł na produkt theBalm gorąco polecam Wam zawrócić uwagę na ten produkt od Makeup Revolution. Za niewielką cenę dostajemy produkt, naprawdę świetnej jakości i wiecie co? Byłam bardzo zdziwiona, ponieważ spodziewała się raczej brokatowego placka na twarzy, a tu takie miłe zaskoczenie. Czy warto? Warto, zdecydowanie. Znacie ten rozświetlacz?
charlotte tilbury pillow talk zamiennik